Rozdział VI: Czerwona szminka.


                Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju, kiedy nawet nie poczułem, że uśmiech wkradł się na moje usta i zagrzał tam sobie miejsce. Cieszyłem się, że mogę w końcu wyjechać i choć na chwilę zostawić wszystko za sobą. Dosłownie, wszystko.
                Nim zebrałem potrzebne rzeczy do walizki, ktoś zadzwonił do drzwi i przerwał mi wykonywane zajęcie. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek się ruszył, więc zszedłem na dół i pociągnąłem za klamkę od drzwi, za którymi stała Miley.
- Cześć, co tu robisz? – zapytałem uśmiechając się szeroko. Skupiłem na chwilę myśli wokół niej i nie przypomniałem sobie o żadnym spotkaniu.
- Przejeżdżałam i pomyślałam, że wejdę na poranną kawę. – obdarzyła mnie słodkim uśmiechem i podniosła do góry kartonik z dwoma kubkami substancji, który dopiero teraz zauważyłem.
- Wejdź. – otworzyłem szerzej drzwi i wpuściłem Cyrus do środka, zdając sobie sprawę, że stoję przed nią tylko w czarnych spodenkach. Przeprosiłem więc i pobiegłem na górę, gdzie ubrałem czystą, czarną koszulkę, a następnie zszedłem po schodach na dół. – Może coś do kawy?
- Dzięki Nicky, ale dbam o linię. – zabawnie poruszała brwiami i uniosła kubeczek do ust.
- Gdybyś jeszcze musiała… - mruknąłem, mierząc wzrokiem jej zgrabne nogi, brzuch i idealnie zaokrąglone piersi. To ostatnie sprawiło, że poczułem piekące rumieńce na policzkach i modliłem się, żeby ich nie zauważyła. Cyrus zaśmiała się tylko delikatnie i mruknęła pod nosem coś o Liamie, co kompletnie zignorowałem, kiedy tylko usłyszałem jego imię. Nagle jej twarz posmutniała i postawiła kawę przed sobą na stole. – Hej, co się stało? – zapytałem dotykając jej gładkiej dłoni.
- Nie, nic, naprawdę. – pokazała mi jeden ze swoich fałszywych uśmiechów, a ja zacisnąłem usta w wąską linię.
- Znam cię, Smiley, więc nie okłamuj mnie. – dodałem, a ona westchnęła tylko i spuściła wzrok.
- Myślę, że on… On chyba ma kogoś oprócz mnie. – wydusiła w końcu i spojrzała na mnie spod długich rzęs.
- Co masz na myśli? – zapytałem, bo nie mieściło mi się w głowie, żeby on uganiał się za inną kobietą, mając przy boku kogoś takiego jak ona.
- Chyba to, że unika mnie. Nie chce ze mną rozmawiać, a co dopiero… - odchrząknęła i zrobiła się czerwona, więc od razu zrozumiałem o co chodzi. Wypuściłem powietrze z ust z cichym gwizdem, a mały ból przeszył mnie w okolicach serca.
- Myślę, że nie powinnaś tego roztrząsać, tylko zmusić go do rozmowy, wiesz… Masz te swoje kobiece sztuczki i w ogóle. – powiedziawszy to, zdałem sobie sprawę, jak naprawdę to zabrzmiało i dodałem szybko: - Posłuchaj, jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jakąkolwiek widziałem w swoim życiu, więc nie pozwól, żeby on odbierał ci pewność siebie, bo nikt nie powinien ci tego robić. Nie smuć się przez niego, proszę. – z przyzwyczajenia przejechałem dłonią po jej policzku, a ona przymknęła oczy i wypuściła jedną łzę, która potem opadła na jej biała bluzeczkę. Wstałem i przytuliłem ją do siebie, czując bicie jej serca tuż pod moim. Zdałem sobie sprawę, że on stał się jej tak bliski, jak ja kiedyś.
- Przepraszam. – potrząsnęła głową, a uśmiech znów wystąpił na jej twarzy. Ja również uśmiechnąłem się i zapytałem, czy ćwiczyła. – Tak, idzie mi lepiej, ale nadal cię potrzebuję. – wiedziała, że swoimi słowami sprawi mi przyjemność, choć ja bałem się jej rozczarowania, kiedy dowie się tego, co jest nieuniknione.
- Czekałem, żeby ci to powiedzieć, ale… - wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią pełen napięcia. – Wylatuję dzisiaj do nowego Jorku.
- Ale… - jej usta otworzyły się tworząc małe „o” – Jak to? Kiedy wrócisz?
- Pokój mam zarezerwowany na pięć dni, ale nie wiem dokładnie. – wzruszyłem ramionami i choć powinienem być przygnębiony tym, że prawdopodobnie ją zawiodłem, nie byłem.
- Więc leć, Nicholasie. – wysiliła się na uśmiech, choć jej oczy nagle zrobiły się puste. – Muszę już iść, przepraszam. – szybkim ruchem zabrała z blatu torebkę i wstała, kierując się do drzwi. – Mam nadzieję, że ta podróż ci pomoże, bo wiem, że potrzebujesz wytchnienia. – wspięła się na palce i ucałowała mój policzek, zanim otworzyłem drzwi. Przytuliłem ją, choć nie chciałem, to wyszło samo z siebie. Poczułem zapach jej włosów, miękki dotyk i chyba jej nos na moim karku, kiedy nagle odwróciła się i wyszła, nie obdarzając mnie spojrzeniem. Cała ta sytuacja była dziwna, jakbyśmy się żegnali, raz na zawsze, już po raz ostatni.


                Późnym zmierzchem staliśmy już na lotnisku, żegnając się z rodzicami. Moi na pożegnanie dawali mi kazania odnośnie zachowania, szwędania się po klubach i ogólnego imprezowania, jakbym był jakimś cholernym nastolatkiem; podczas gdy rodzicie Taylor ściskali ją i całowali po policzkach. Jej próby wykręcania się od rodzinnych pieszczot przyprawiały mnie o niezapowiedziane ataki śmiechu.
- Tay, musimy iść. – jako dobry przyjaciel postanowiłem jej pomóc i podszedłem bliżej, łapiąc jej dłoń. Mama Swift uścisnęła mnie i odcisnęła czerwone ślady na moich policzkach, naprawdę nie wiem, co one obie widziały w czerwonych szminkach, które w dodatku, podobno, miały różne odcienie! Jak, do cholery, czerwona szminka może mieć różne kolory? Przecież jest czerwona! CZER-WO-NA!
                Potrząsnąłem głową i oboje pomachaliśmy rodzicom na pożegnanie, po czym odwróciliśmy się, a drzwi za nami zostały zamknięte przez obsługę. W samolocie zajęliśmy miejsca obok siebie i zapadła cisza, którą dopiero później przerwała Taylor.
- Słyszałam, że miałeś dzisiaj gościa. – zaczęła, spoglądając na swoje czerwone paznokcie.
- To dobrze słyszałaś. – odwróciłem głowę z powrotem w stronę okna, nie chciałem mieć tu scen zazdrości, w końcu leciałem w pogoni za swoim szczęściem.
- To… Co chciała? – zapytała siląc się na neutralny ton, co sprawiło, że kąciki moich ust uniosły się.
- Zawsze musisz wszystko wiedzieć, hm?
- W sumie… - mruknęła, po czym obdarzyła mnie jednym ze swoich firmowych uśmiechów.
- Szukała porady w sprawie Liama. – mruknąłem jednocześnie marszcząc brwi do samego siebie. – Nie wiem czego oczekiwała mówiąc mi o ich sprawach… - odchrząknąłem i spojrzałem na nią znacząco.
- No nie gadaj! Mówiła ci o TYM?! – Swift wyraźnie pisnęła ostatnie słowo, na co wybuchłem śmiechem.
- Tak, Tay, mówiła… - pogładziłem jej dłoń i splotłem nasze palce ze sobą.
- Wow, jest taka… Bezpośrednia. – mruknęła już sama do siebie i ścisnęła moją rękę.              


W Nowym Jorku wylądowaliśmy dopiero późnym wieczorem. Już po opuszczeniu pokładu dostrzegłem piękno i magię tego miejsca. Drapacze chmur, oświetlone mosty, typowe żółte taksówki – wszystko to szeptało do mnie i łaskotało wrażliwe miejsca. Kiedyś wyobrażałem sobie to miasto, ale nie sądziłem, że poczuję w nim coś takiego, jakbym miał tu zostać już na zawsze, jakbym w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi.
                Zmęczony opadłem na świeżo nakryte łóżko w apartamencie, a tuż obok mnie wylądowała Taylor. Piętro wyposażone było w dwie sypialnie, więc nie było przeszkody, żeby spędzała czas w moim pokoju. Obróciłem twarz i spoglądałem na nią, kiedy miała przymknięte oczy i oddychała powoli. To sprawiło, że uśmiechnąłem się. Swift była piękną dziewczyną, najlepszą przyjaciółką, ale zastanawiałem się, czy mogłaby być moją partnerką?
                Po raz kolejny tego dnia, odruchowo dotknąłem policzka, tym razem innej dziewczyny i poczułem przyjemnie mrowienie na opuszkach palców. Zdziwiłem się, bo pierwszy raz doświadczyłem czegoś takiego, jeśli chodzi o Taylor. Ona, czując mój dotyk, uśmiechnęła się lekko, ale nie otworzyła oczu. Wyglądała jakby znajdowała się w zupełnie innym świecie, a jej mina potwierdzała to. Wyglądała tak ślicznie i tak niewinnie, że miałem ochotę pocałować jej słodkie usta, bez grama czerwonej szminki, której tak bardzo nie lubiłem.
                Obróciłem się jednak, westchnąłem i usiadłem na brzegu łóżka.
- Idę pod prysznic. – powiedziałem jakby sam do siebie, wstałem i z torby zabrałem akcesoria toaletowe oraz spodenki do spania. Spojrzałem na nią ostatni raz i stwierdziłem, że zasnęła, a ja będę musiał spędzić noc w łóżku przeznaczonym dla niej. Ale to nieważne, grunt, że przyjechała tu ze mną i zechciała wspólnie przeżyć przygodę. To w niej kochałem.

7 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział :) Gratuluję.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam, Morgos <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo pięknie napisany, ale dla mnie troszeczkę nudny, ale tylko troszeczkę ;) Wiem, że stać Cię na o wiele, wiele ciekawsze:)
    Tak więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam, Lovely ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny :) Mimo sympatii do Niley mam jednak nadzieję, że Nick szybko się odkocha i będzie w stanie ułożyć sobie życie na nowo :) Ciekawi mnie co zdarzy się w Nowym Jorku, bo mam wrażenie, że naprawdę wymyślisz coś ciekawego :D Pozdrawiam i czekam na kolejny! :):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rodział, a końcówka jest naprawdzę słodka. Bardzo miło mi się go czytało, tak spokojnie, o dziwo wyciszył mnie a rzadko mi sie to zdarza. Cudo;** Czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest przepiękny! Na prawdę! <3 Zresztą wszystkie są cudowne! Coś czuję, że pomiędzy Nickiem i Taylor coś zaiskrzy. ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnia scena była naprawdę słodka <3 Co do Miley to naprawdę zastanawiam się, jak można iść do swojego byłego i opowiadać mu o swoich problemach i życiu seksualnym z obecnym partnerem... CZYSTA GŁUPOTA!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko tak pięknie ujęte, podoba mi się to w jaki sposób to wszystko opisujesz czytam to jak cudowną, orzeźwiającą poezję, bardzo mi się ten rozdział podoba, mam jednak nadzieje na zbliżenie między Miley a Nickiem, wystarczyłby pocałunek, nie jestem wymagająca, tylko jeden, niewinny całus ^__^.

    OdpowiedzUsuń