Kłamałem. Nie pojawiłem się w jej domu następnego
dnia, w kolejnych też nie przyszedłem. Ignorowałem jej telefony i wszystko co z
nią związane. Nie chciałem, żeby znowu wracała do mojego życia, chciałem dać
jej odejść, bo najlepsza miłość to taka, która na to pozwala, ale ona wciąż
wracała, za każdym razem i w jakiś chory sposób nie potrafiłem tego przerwać.
Starałem się zachowywać w miarę normalnie, jakby
wszystko z powrotem było dobrze. Wstawałem rano, ubierałem się, zabierałem
Elvisa i wracałem punktualnie na obiad. Uśmiechałem się, starałem się naprawiać
relacje z braćmi i bawiłem się z Frankim, ale wszystko to powoli zacierało kres
mojej wytrzymałości. Nie potrafiłem dalej udawać, że jest w porządku, kiedy tak
naprawdę nie jest.
Dzisiejszego dnia nie miałem siły na to, żeby podjąć
jakąkolwiek próbę wstania z łóżka. Dlatego leżałem na wznak i beznamiętnie
gapiłem się w sufit. Nie zamykałem oczu i w ogóle ich nie zmrużyłem przez całą
noc, bo jak tylko to zrobiłem, przed oczami pojawiał mi się jej obraz. Nie
potrafiłem wyrzucić go z pamięci. Przypominały mi się wszystkie te chwile,
które spędziliśmy razem i poczułem, że łzy gromadzą się pod moimi powiekami.
Wpadłem w furie. Wstałem z łóżka i podszedłem do biurka z którego zrzuciłem
wszystkie znajdujące się na nim rzeczy. Kopnąłem w krzesło, które przewróciło
się i wpadło na szafkę nocną. Stłukłem wazon i narobiłem tym nie małego hałasu.
Jednak w tej jednej chwili nie dbałem o nikogo, ani o nic. Szkło rozprysło się
po pokoju tak jak niedawno moje serce. Woda rozlała się po dywanie, a kwiatek
leżał w tych wszystkich pozostałościach i jakoś nie miałem ochoty go podnosić,
tak jak nikt nie pomógł mi z moim własnym sercem.
- Nick? – Usłyszałem za
sobą cichy szept i zlękniony spojrzałem w kierunku drzwi. Frankie.
- Czego chcesz? –
Warknąłem nie mogąc uspokoić swoich emocji nawet w kierunku najmłodszego brata.
- Jestem głodny. –
Dodał zmieszany.
- Niech mama ci zrobi,
Frankie. – Mruknąłem zwieszając głowę na ramionach.
- Ale jej nie ma…
- Wynoś się stąd
smarkaczu! – Wybuchłem i spojrzałem na niego czerwony ze złości. Mały z
załzawionymi oczyma zniknął za drzwiami, a ja zastanawiałem się, dlaczego oni
wszyscy nie mogą dać mi spokoju?
Złapałem czarną skórę i zbiegłem po schodach po czym
trzasnąłem drzwiami. Zamierzałem pójść do niej, ale na świeżym powietrzu
ponownie dotarło do mnie to, że cała ta sytuacja i wszystkie zdarzenia są z jej
winy. Zmieniłem więc kierunek i poszedłem do domu najlepszego przyjaciela.
Planowałem urżnąć się w trupa po raz kolejny, choć
tak naprawdę to nie miało sensu. Przysiadłem na ławce po drodze i oparłem głowę
na ramionach. Byłem bezsilny, wściekły i nie wiedziałem co z sobą zrobić. To
wszystko jej wina, wiedziałem o tym, ale to nie przeszkadzało moim myślom w
surfowaniu wokół niej. Moje ręce drżały, a serce ściskało się na jej widok, bo
tak naprawdę nie mogłem jej już mieć. W końcu zacząłem się zastanawiać, jak
wygląda prawdziwa miłość?
Pisałem kiedyś piosenki
o tym uczuciu, ale teraz wydaje mi się, że tak naprawdę nigdy nic o nim nie
wiedziałem. Bo kocham ją, ale ona potrafi mnie tylko ranić. Odchodzi, wraca i
niedługo na pewno znów odejdzie, kiedy tylko przestanę jej być potrzebny. Czy
to jest właśnie miłość?
Wstałem z ławki, kiedy tylko zobaczyłem kilku
mężczyzn przyglądających mi się z myślą, że nie widzę ich aparatów. Pokręciłem
głową i ruszyłem w dalszą drogę do domu Marshalla, byłem pewien, że go tam
zastanę, więc nie dzwoniłem.
Nacisnąłem dzwonek i oparłem się o framugę. Czekałem,
aż mi otworzy, ale zamiast tego zauważyłem rozchichotaną dziewczynę wychodzącą z
jego domu. Zaśmiałem się pod nosem i pomachałem jej na pożegnanie, za pewne
była jeszcze zamroczona poprzednim wieczorem i nie poznała, że ja to ja, a nie
facet, z którym spędziła noc.
Wszedłem więc do środka i skierowałem się do salonu,
w którym od razu otworzyłem okna, odór seksu nie był z moim typie, a na pewno
właśnie ten zapach czułem, sądząc po stringach zawieszonych na lampce.
Poklepałem Marshalla po nogach, żeby je odsunął i usiadłem, wbijając się swoim
ciężarem w kanapę. Westchnąłem i obróciłem się do niego.
- Baby mnie kiedyś
wykończą… - Mruknąłem i przetarłem twarz ręką.
- Baby czy jedna
konkretna? – Westchnął i podniósł się.
- Marsh, czemu ona
ciągle wraca? Ja, ja już nie mogę… - Dodałem od niechcenia. – Ma tego swojego
Liama, więc czemu nie chce się ode mnie odczepić? Ona, ona wie, że mam do niej słabość
i wrócę za każdym razem kiedy poprosi, z nadzieją, że przyjmie mnie z powrotem…
Nie chcę już przez nią cierpieć.
- Nick… Chcesz się
napić? – Mruknął po chwili, zdawało mi się lub nie, ale na pewno nie słyszał
mojego wywodu.
- Taa… - Pokiwałem
głową i poprzesuwałem graty ze stołu, żeby zrobić nam miejsce, w tym czasie
Marshall zdążył już wrócić z butelką przeźroczystego płynu i ustawił dwa
kieliszki przed nami. Po opróżnieniu połowy Marshall zmienił tok rozmowy i
zaskoczył mnie tym, co powiedział, bo sam zastanawiałem się nad tym wcześniej.
- Kiedy byłem z Hayden…
- Westchnął i spojrzał przez okno, na chwilę zawiesił głos, ale po chwili
kontynuował: - Hayden była dla mnie osobą, którą Miley jest teraz dla ciebie,
właściwie to była wszystkim. Kiedy odeszła, wydawało mi się, że niebo płacze
razem ze mną, bo anioł za którego ją uważałem okazał się zupełnie kimś innym,
kimś kogo nie znam, obcym. Wtedy zacząłem zastanawiać się… Tylko się nie śmiej,
ale zastanawiałem się, czy ją kochałem i… Kochałem, myślałem, że to była
miłość, kiedy jednak zobaczyłem cię z Miley… To wy mieliście coś prawdziwego i
choć ona odeszła, masz jeszcze szansę na coś podobnego, tylko z kimś innym…
Pamiętaj Nick, że nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a ty nie
możesz być już z nią, to się nie uda, jeśli zostawiła cię raz to zostawi i
drugi. – Otworzyłem usta ze zdziwienia, bo to prawda. Ja ją kocham, ona mnie
kocha, ale nasza miłość jest zakazana, bo ona ma kogoś innego i nie wiem, co do
niego czuje, ale… To wydaje się być prawdziwe, lepsze od tego co my mieliśmy. Zawiesiłem
głos i spojrzałem na wyświetlacz, kilka nieodebranych połączeń od mamy.
Prychnąłem, pewnie chce mi znów suszyć głowę, bo nakrzyczałem na Frankiego. Dopiłem
kolejny kieliszek i kiedy wstałem, zdałem sobie sprawę, że kręci mi się w
głowie, a słońce za oknem zamieniło się w zimny, biały księżyc. Uśmiechnąłem
się blado i ruszyłem do łazienki, w połowie kroku jednak znów zadzwonił telefon
i jej obraz na wyświetlaczu zaniepokoił mnie, miałem dziwne przeczucie, nie
dzwoniła kiedy nie przychodziłem, ale odzywa się teraz? Marshall doskonale odgadł,
kto dzwoni, a kiedy odebrałem i po dłuższej chwili obróciłem się do niego,
wiedział już o co chodzi.
- Nie idź, Nick.
Zniszczysz wszystko.
- Muszę, tu chodzi o
Franka. – Szepnąłem, choć zdawałem sobie sprawę, że on mnie nie obchodzi, że
idę tam tylko po to, by ją zobaczyć. Tęskniłem, pomimo tego wszystkiego.
Zamknąłem za sobą drzwi i biegiem ruszyłem w kierunku
domu. Wszystkie zawroty głowy odeszły, kiedy otuliło mnie zimne powietrze nocy.
Alkohol jakby wyparował, a ja biegłem do niej. Jak książe do swojej
księżniczki, jebane bajeczki. Przeraziłem się jednak, kiedy przed domem
zobaczyłem radiowozy, rodziców tulących się do siebie i moich braci
dyskutujących gdzieś na boku.
- Mamo?
- Nick! – Krzyknęła i
przytuliła mnie do siebie. – Gdzieś ty był, dzwoniłam tyle razy… Frankie
uciekł, jak wróciłam już go nie było, Nick… Nick, powiedz mi, że był z tobą, że
nie zostawiłeś go samego… - Mówiła roztrzęsiona, a ja jedynie mogłem spuścić
głowę.
- Zostawiłem. –
Przytaknąłem cicho. Bałem się spojrzeć jej w oczy, ale kiedy to zrobiłem,
zauważyłem rozczarowanie tym, kim się stałem. Ja też jestem rozczarowany,
przyznałem jej w duchu. – Powinniście poszukać go w parku… - Dodałem. – Znaczy się,
ja pójdę…
- Nie. – Przerwała mi. –
Zostań tu, pójdę tam z tatą i twoimi braćmi. – Jasno dała mi do zrozumienia, że
nie jestem potrzebny. Jestem pewien, że mniej by bolało gdyby uderzyła mnie w
twarz z całych swoich sił. Zawiodłem własną matkę. Patrzyłem jak odchodzi
jednak po chwili obraz przysłonił mi Kevin.
- Nie sądziłem, że
jesteś do tego zdolny… - Mruknął i zmierzył mnie wzrokiem, już miał odchodzić
kiedy odwrócił się i wymierzył mi cios prosto w nos. –To za Franka. – Dodał i
pobiegł kawałek, by dogonić rodziców. Poczułem jak krew sączy się po mojej
twarzy i upada na ziemię, ale ból, który czułem w środku był gorszy. Usiadłem
na krawężniku i poczułem, że potrzebuję…
- Nick? – Jej. – Chodź do
domu. – Poprosiła i chwyciła mnie pod ramię. Przytuliłem ją do siebie, nie
przejmując się wibracjami wysyłanymi z wnętrza mojego ciała. Zamknąłem drzwi
domu i po schodach kierowałem się do swojego pokoju. Zapomniałem o całym tym
bałaganie, który tam zostawiłem i oboje weszliśmy do środka.
- Pójdę po jakiś
ręcznik. – Zaproponowała i zniknęła zaraz za drzwiami, doskonale wiedziała,
gdzie jest łazienka. W międzyczasie ja oparłem się o ścianę i przymknąłem
powieki spod których wypłynęły łzy. Nie wstydziłem się ich ani ich nie
powstrzymywałem, po prostu na to pozwoliłem. Kiedy wróciła nie powiedziała ani
słowa, usiadła obok i przyłożyła ręcznik do mojej twarzy. Kiedy zmyła ślady
krwi, pocałowała mój policzek i przytuliła mnie do siebie. Rozpłakałem się jak
małe dziecko. Płakałem i trząsłem się w jej ramionach, a ona szeptała do mojego
ucha. Była dobra, a ja zwalałem na nią całą winę. Wiem, że została przy mnie
całą noc. Czułem to.
***
Zdecydowanie podoba mi się ten rozdział, nie wiem co mnie do niego zainspirowało, ale... Esej skończony, aktualnie jestem na chorobowym, więc jest czas :D
Liczę na jakieś szczere opinie! :)
Rozdział jak zawsze cudowny. Zastanawiam się co Miley tak na prawdę czuję do Nicka? Intryguje mnie również końcówka, bo nie wiadomo czy to Taylor, a może jednak Miley? ;)
OdpowiedzUsuńSuper, teraz będzie całkowite uniewinnienie Miley. Niech się zdecyduje su*a czego chce, bo nie cały świat się kręci wokół niej. Jedynie jeżeli to Taylor to jestem zadowolona. Nick powinien szukać Bóg wie czego, a docenić to co ma. Bo tak działa dzisiejszy świat. Wmawiają ci, że jak coś będziesz miał to będziesz szczęśliwy, a potem okazuje się, że potrzebujesz kolejnej rzeczy i tak naprawdę nigdy nie osiągasz szczęścia. A Nick zawalił. Zachowuje się podobnie do Miley. Obchodzi go tylko własna du*a. Właściwie to do siebie pasują.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem kiedy widzę jakieś opowiadanie o Jonasach czy Miley - omijam je. Jakoś już mnie tak bardzo to nie kręci, ale twoje opowiadanie? Boże, po prostu mam ochotę znaleźć cię i przytulić, powiedzieć, że cię kocham i byś nigdy nie przestawała ich pisać. Ten rozdział jest chyba póki co najlepszym z tych trzech, dla mnie, ale i tak uwielbiam je wszystkie. Chcę, żebyś wiedziała, że może nie zawsze komentuje twoje blogi, ale czytam je. Mam nadzieje, że szybko dodasz kolejny, kochana <3
OdpowiedzUsuńJest to chyba najlepszy rozdział jaki dotąd opublikowałaś. Mam nadzieję, że Nick nie wybaczy Miley. Powinien znaleźć sobie kogoś kto na niego zasługuje, a nie taką s*kę, która bawi się jego uczuciami.
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci również Twojego niesamowitego talentu. Nie potrafię tak pięknie pisać choć bardzo bym chciała.
Czekam na następny.
Pozdrawiam, Morgos <3
Kochanie cudowny rozdział zakochałam się, biedny Franki, przesadził Nick i to grubo, ale w co gra Miley? Coraz wiecej zagadek i mniej wyjaśnień, Lubię to;* Czekam na NN<3
OdpowiedzUsuńWow. Zacznę od szablonu, bo znowu mnie zachwycił... Dziewczyno, jak ty to robisz? Rozdział również jest świetny. Naprawdę szkoda mi Nicka, bo Miley zachowuję się strasznie w stosunku do niego... Niech go w końcu nie zwodzi, wyłoży kawę na ławę i już. Po co chłopak ma znowu cierpieć... Cudownie napisane! :* Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWOW. Jestem w szoku, nie spodziewałam się czegoś takiego, mimo wszystko rozdział bardzo mi się podoba, nie mogę się doczekać kolejnego, jestem ciekawa co z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńKurcze, czegoś takiego się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że to da trochę do myślenia Nickowi. Kocha ją, ale przez to równiez niszczy swoje życie. Niech sie weźmie w końcu w garśc! [come-as--you-were.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńobiecałam, że zostawię coś po sobie na blogu, to właśnie to uczynię. Nadrobiłam wszystkie trzy, w zasadzie razem z prologiem cztery rozdziały i muszę przyznać, to opowiadanie jest boskie i na pewno będę je czytać i starać się komentować na bieżąco. Szkoda mi Nicka-pierw w pewnym sensie powrót Miley, która działa na niego jak działa, teraz ucieczka Frankiego, masakra. Wiem, że nie raz ci to pewnie mówiłam, ale twój styl pisania jest rewelacyjny i wciągający a fabuły po prostu boskie! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńw końcu mogę skomentować! :)
OdpowiedzUsuńa więc, więc:
ogólnie pomysł z tym, że narratorem jest Nick jest świetny! uwielbiam czytać te wszystkie opisy uczuć i danych sytuacji.
Nick musi się ogarnąć! No wiadomo kocha ją, ale w ogóle nie rusza się dalej ze swoim życiem. Chociaż mam nadzieję, że w najbliższym czasie między nimi będzie w porządku i, kto wie, może będzie coś więcej niż zwykła znajomość. Nick ją kocha i pięknie to opisujesz.
Czekam na kolejny rozdział. :)